Rosyjskie narracje dla ukraińskiej i polskiej publiczności: próba zasiania ziarna strachu, wrogości i nieufności

Opracowując swoje narracje, rosyjscy propagandyści kierują się w pewnym stopniu koncepcją soft power Josepha Nye’a. W Rosji podejście to jest jednak wykorzystywane w specyficznej, wypaczonej formie. Podczas gdy w krajach Zachodu „soft power” kojarzy się z pozytywną agendą, to dla Rosji oznacza ona raczej „miękki przymus”. Oprócz presji wojskowej i szantażu militarnego, operacji specjalnych i stosowania nacisków ekonomicznych na wspólnotę międzynarodową, Rosja tworzy również przestrzeń informacyjną, w której z łatwością można zastraszyć zwykłego człowieka. Rosyjska propaganda liczy na to, że strach, nieufność i wrogość są emocjonalnymi wyzwalaczami, które stępiają krytyczne myślenie i pozwalają manipulować odbiorcami, stając się przeszkodą w spójnej, skoordynowanej, a więc skutecznej odpowiedzi na rosyjską presję.

 

Kierując się właśnie chęcią zasiania ziarna strachu, nieufności i wrogości, manipulując przy tym traumami historycznymi, a także mitami przez wiele lat rozpowszechnianymi przez rosyjską propagandę, Rosja kształtuje swoje narracje dla polskich i ukraińskich odbiorców.

 

Warto zwrócić uwagę na to, że jeden i ten sam mit jest adaptowany dla dwóch odbiorców o przeciwnych znakach. Na przykład wśród odbiorców ukraińskich rosyjscy propagandyści próbują zasiać ideę, zgodnie z którą Polska stara się uzyskać na Ukrainie dominującą rolę – kontrolować terytoria, narzucić polskiego złotego jako walutę, a nawet „zdenazyfikować” mieszkańców zachodniej Ukrainy i wykorzystać ich jako tanią siłę roboczą. Podobne komunikaty zostały opracowane również dla polskiego odbiorcy. Polakom rosyjska propaganda próbuje z kolei zasugerować, że Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski, uciekając przed wojną, mają na celu ukrainizację Polski. Ukraińcy rzekomo domagają się wprowadzenia w Polsce języka ukraińskiego jako drugiego języka państwowego oraz preferencyjnego traktowania w procesie poszukiwania zatrudnienia i dostępie do świadczeń socjalnych.

 

Niekiedy propagandowe przekazy osiągają niemal całkowite lustrzane odbicie. Ukraińcom wmawia się, że w Polsce mogą zostać wyrzuceni z domów i pozbawieni pracy tylko za to, że są z Ukrainy, a Polakom sugeruje się, że mogą znaleźć się na ulicy bez pracy, ponieważ Ukraińcy zajmują ich domy i zabierają im pracę. (Równocześnie rosyjska propaganda wstydliwie przemilcza fakt, że po rosyjskiej inwazji na pełną skalę trudności ze znalezieniem pracy w Polsce odczują przede wszystkim Rosjanie, którym najprawdopodobniej odmówi się ułatwionego dostępu do polskiego rynku pracy).

 

Wykorzystując strach przed utratą pracy, wzrostem cen artykułów pierwszej potrzeby i mediów, pogorszeniem sytuacji społeczno-ekonomicznej, przede wszystkim najsłabszych grup ludności, co jest spowodowane rosyjską agresją, Rosjanie próbują oskarżyć o wszystko Ukrainę i Ukraińców, których jedyną winą jest to, że odmówili poddania się najeźdźcy i sprzeciwili się eksterminacji własnego narodu.

 

Wraz z próbami zasiania ziarna wrogości i strachu rosyjscy propagandziści usiłują zdezorientować odbiorców. Co za problem rozpowszechnić kłamstwo, że przodkowie prezydenta Polski Andrzeja Dudy są Ukraińcami z obwodu lwowskiego, a jego rzekomy “dziadek”, Mychajło Duda był żołnierzem UPA? Rosyjska propaganda zaczęła rozpowszechniać ten mit już w 2015 roku, na długo przed inwazją na Ukrainę. Sam Andrzej Duda skomentował ten fake news słowami: „Totalna bzdura. Mój dziadek Alojzy Duda mieszkał w Starym Sączu, był kuśnierzem i zmarł 1 lipca 1992 r.”. Jedyne co łączy Mychajła Dudę i Andrzeja Dudę to nazwisko, które jest dość częste, zarówno w Polsce jak i na Ukrainie.

 

W tym samym czasie, w 2022 roku, pojawiła się fałszywa wiadomość, zgodnie z którą „polskie korzenie mają wpływ na decyzję prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego o powrocie Ukrainy do Polski”. Ten mit jest absurdalny – przecież o żadnej takiej decyzji nie ma mowy, a polskie korzenie Wołodymyra Zełeńskiego są dość wątpliwe. W jednym z wywiadów otwarcie mówił o tym, że dorastał nie w ortodoksyjnej rodzinie, ale w „zwykłej radzieckiej rodzinie żydowskiej”.

 

Oba te stwierdzenia są absurdalne, ale Rosja wciąż liczy na to, że zostaną dostrzeżone przez tę część społeczeństwa, która kieruje się zasadą „wierzę, bo to absurd”. Na dodatek rosyjscy propagandyści próbują odwoływać się do nastrojów antyelitarnych, które są często atrybutem zwolenników teorii spiskowych.

 

Przewagą ukraińskich i polskich odbiorców na tym etapie jest to, że po pierwsze, kanały oddziaływania informacyjnego na Ukrainie i w Polsce są znacznie ograniczone. W zasadzie fake newsy można rozpowszechniać głównie poprzez media społecznościowe, ale nawet rosyjskie media społecznościowe (np. ondnoklassniki.ru czy vkontakte.ru) są prawnie i technicznie ograniczone na Ukrainie i nigdy nie były popularne w Polsce. Po drugie, paradoksalnie, atak na Ukrainę i masowy wyjazd Ukraińców do Polski (przy czym nie tylko z zachodnich regionów przygranicznych Ukrainy, ale także ze wschodu i południa Ukrainy, gdzie odbiorcy byli zawsze bardziej otwarci na rosyjskie fake newsy) umożliwił nawiązywanie bliskich kontaktów międzyludzkich, zwiększył wzajemną empatię i zbliżył Ukraińców i Polaków do siebie na tyle, że gleba dla nasion strachu, wrogości i nieufności przestała być już żyzna.

 

 

Autor: Serhij Herasymczuk 

 

 

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja Publiczna 2022”

 

ShutterStock via Forsal.pl