Liczba wezwań do rozmów między Ukrainą, a Rosją w ostatnich tygodniach znacznie wzrosła. Rosja oskarża administrację Wołodymyra Zełenskiego o niechęć do zasiadania za stołem negocjacyjnym i publicznie przyznaje, że uderzenia terrorystyczne w cywilną infrastrukturę Ukrainy są prowadzone w celu zastraszenia ludności cywilnej i zmuszenia Zełenskiego do negocjacji na warunkach Moskwy.
21 listopada 2022 roku wiceszef Rady Federacji Konstantin Kosaczew powiedział w wywiadzie, że dopiero po zmianie władzy na Ukrainie możliwe będą skuteczne negocjacje między Rosją a Ukrainą. Ponadto oświadczył, że Ukrainę należy zmuszać do wykonywania jej zobowiązań wynikających z porozumień mińskich, które zostały naruszone przez Rosję poprzez agresywną inwazję wojskową.
Jednocześnie w Polsce i w innych krajach Unii Europejskiej rozpowszechniane są narracje, że udzielanie Ukrainie pomocy wojskowej jedynie zachęca do kontynuowania wojny. Że rzekomo, gdyby Zełenski nie miał możliwości otrzymywania pomocy, szybciej zdecydowałby się na negocjacje.
Jednak jedną z oczywistych cech rosyjskiej propagandy, zarówno we własnym kraju, jak i w krajach Zachodu, zawsze było to, że tezy propagandowe są często sprzeczne z wymogami wszelkiej logiki.
Na przykład życzenie Konstantina Kosaczewa, wicemarszałka Rady Federacji, nie jest nawet technicznie możliwe do spełnienia, nie mówiąc już o ograniczeniach politycznych, które nie pozwalają Zełenskiemu podjąć decyzji bez uzyskania poparcia wśród mieszkańców Ukrainy.
Warto zwrócić uwagę na to, że Kosaczew liczy na kolejny ukraiński rząd, w negocjacjach z którym Rosja będzie miała szansę dojść do porozumienia. Ale najpierw, żeby zatrzymać wojnę, trzeba negocjować już teraz, a nie wtedy, gdy zmienią się władze na Ukrainie. A po drugie, do zmiany władzy na Ukrainie potrzebne są demokratyczne wybory konstytucyjne. A żeby na Ukrainie mogły odbyć się wybory, musi zakończyć się stan wojenny, wprowadzony decyzją prezydenta i zatwierdzony przez parlament.
Z kolei zakończenie stanu wojennego jest możliwe dopiero wtedy, gdy armia rosyjska całkowicie opuści okupowane części Ukrainy. Tym samym okazuje się, że aby spełnić to, o czym mówi Konstantin Kosaczew, trzeba wyrzucić rosyjską armię z terytorium Ukrainy. W tym celu potrzebne są jednak negocjacje. To jest błędne koło, w które próbują nas wciągnąć rosyjscy propagandyści.
Jednocześnie, gdy wiceszef Rady Federacji Konstantin Kosaczew udzielał wywiadu, na pytania dziennikarzy odpowiadał sekretarz prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow.
Pieskow powiedział, że „cele specjalnej operacji wojskowej”, którymi są w jego opinii „demilitaryzacja i denazyfikacja”, można osiągnąć w drodze negocjacji. W tym celu Wolodymyr Zełenski jest dla polityków z Kremla godnym partnerem do prowadzenia rozmów. Jak bowiem twierdzi Pieskow, „zmiana władzy na Ukrainie nie jest celem operacji specjalnej”.
Przejdźmy do sedna wypowiedzi Dmitrija Pieskowa. Demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy nastąpią w drodze negocjacji strony rosyjskiej z Wołodymyrem Zełenskim, gdyż zastąpienie Zełenskiego innym prezydentem nie interesuje Kremla. Brzmi to jak bzdura, ale to właśnie te słowa są wciąż cytowane i interpretowane przez zachodnie media, które podkreślają, że Zełenski powinien zgodzić się na negocjacje.
Czy należy rozumieć, że strona rosyjska nie tylko wyraża różne życzenia dotyczące procesu negocjacyjnego (Kosaczew chce zmiany rządu na Ukrainie, a Pieskow chce “denazyfikacji” tego rządu, ale zgadza się na negocjacje z nim), ale także żąda od Zełenskiego, aby poszedł na negocjacje w celu “denazyfikacji” własnej administracji?
Niestety, w tym kontekście nie da się już mówić ani o propagandzie, ani o dezinformacji. Stałe rozpowszechnianie takich deklaracji i retoryki świadczy albo o bardzo specyficznym postrzeganiu rzeczywistości, albo o nieprawidłowościach natury psychologicznej.
Do tych samych nieprawidłowości można zaliczyć również ciągłe doniesienia, zgodnie z którymi Polska zamierza wykorzystać rosyjską agresję na Ukrainę, aby uzyskać kontrolę nad jakąś częścią ukraińskiego terytorium, które graniczy z Polską. W rzeczywistości rosyjskie media i oficjalne organy, w tym szef rosyjskiego wywiadu zagranicznego Siergiej Naryszkin, prognozują, że Polska dokona aneksji części terytorium Ukrainy.
W podobnym spektrum psychologicznych odchyleń mieści się stałe zachowanie resortu polityki zagranicznej Rosji. W swoim wystąpieniu na szczycie G20 minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow powiedział, że Rosja nie używa gazu i ropy jako broni przeciwko Europie i że jest przeciwny wykorzystywaniu energii do załatwiania politycznych porachunków. Praktycznie tego samego dnia minister obrony Siergiej Szojgu przeprowadził zmasowany atak rakietowy na krytyczną infrastrukturę energetyczną Ukrainy, wykorzystując energetykę jako broń mającą zmusić Ukraińców do negocjacji.
Strona rosyjska nie waha się również mówić, że ataki terrorystyczne na infrastrukturę cywilną są organizowane właśnie po to, by zmusić Zełenskiego do zajęcia miejsca przy stole negocjacyjnym.
Kto zatem mówi prawdę? Ławrow, który prosi o nieużywanie infrastruktury energetycznej jako broni? Czy Szojgu, który wykorzystuje ją jako broń?
Proces negocjacji z podmiotem, który nieustannie wysyła sprzeczne sygnały o swoich intencjach, nie może zakończyć się żadnym “pozytywnym” wynikiem ani sukcesem. Aby negocjacje między stroną ukraińską a rosyjską miały jakikolwiek sens, Rosja musi uświadomić sobie swoją militarną porażkę – fiasko „specjalnej operacji wojskowej”.
Autor: Dmytro Zolotuchin
Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja Publiczna 2022”